Sierpień jest miesiącem kiedy na blogu była cisza, i nie dlatego,
że nic nie czytałam, ale dlatego, że brakowało mi energii do
napisania czegokolwiek, co nadawałoby się by tutaj opublikować.
Jednak w końcu otworzyłam Worda i mogłam zabrać się za pisanie
recenzji książki, którą czytałam podczas nocy czytelniczej.
Jeśli nie braliście udziału to musicie wiedzieć, że
organizowałam ją z przyjacielem Nieortodoksyjnym (tutaj jego blog)
i wybrałam na nią Passadę, która bardzo mnie kusiła, ale
bałam się za nią zabrać. Ostatnio niestety trafiałam na
powieści, które nie zachwyciły mnie nawet w połowie tak mocno,
jak powinny. W rytmie passady miała być książką lekką,
przyjemną i która nawróciłaby moją złą passę. Ale jak było?
Czy okazała się dobra czy bardzo zła?
Julita jest uczennicą liceum, klasy maturalnej. Cicha, kryjąca się
w cieniu, niezbyt towarzyska i przede wszystkim bardzo bojaźliwa.
Kiedyś taka nie była, ale wydarzenia z przeszłości sprawiły, że
zamknęła się w sobie, wycofała z towarzystwa, ma tylko jedną
przyjaciółkę, której ufa i wie, że może na nią liczyć. Mimo
swojej nieśmiałości, Julita lubi chodzić na fitness, które
pomagają jej się odstresować i zapomnieć. Marcel jest tancerzem,
kocha tańczyć i prowadzi zajęcia z tańca. Kiedy stan jego chorej
matki się pogarsza, postanawia wziąć udział w konkursie
tanecznym, by wygrać pieniądze i pomóc mamie. Przyjaciel Marcela,
prowadzący zajęcia fitnessu, opowiada mu o Julicie, która idealnie
nadawałaby się partnerkę Marcela. Od tego momentu, drogi tej
dwójki łączą się nieodwracalnie. Pierwsze spotkania są
nieśmiałe i pełne niezręczności. Julicie ciężko przemóc się,
by zaufać chłopakowi, jednak jakaś niewidzialna siła, popycha ja
ku niemu. Gdy strach przeszłości wraca do niej, tylko Marcel umie
jej pomóc. Z czasem pomagają sobie nawzajem, dostrzegają nowe
możliwości, nowe rzeczy, ale także nowe uczucia, które ich łączą.
Jak to wszystko się skończy? Czy mają szanse być szczęśliwi?
Czy przeznaczenie będzie w końcu dla nich łaskawe?
"Musisz uwierzyć, że życie nie składa się z samych złych chwil i złych ludzi; życie to także kolory i dobre dusze, które potrafią kochać."
Jak pisałam wyżej, gdy siadałam do czytania, to bałam się. Po
ostatniej tanecznej książce, którą czytałam byłam przerażona,
nie chciałam znowu przerabiać tego samego, modliłam się, by ta
autorka zrobiła to lepiej. O dziwo, udało się. Bez problemu
wciągnęłam się powieść, nie miałam trudności ani ze stylem,
ani z bohaterami, po prostu czytało się lekko i przyjemnie, tak jak
było obiecane przez wydawcę. Polubiłam Marcela i Julitę, ta
dwójka bohaterów, była niesamowicie sympatyczna, nie irytowali
mnie, nie sprawili, że miałam ochotę rzucać książką. Dodatkowo
autorka pięknie opisała taniec. Moja wyobraźnia pracowała na
pełnych obrotach, widziałam każdy ruch, słyszałam muzykę,
chemia w tańcu między Marcelem i Julitą była prawie, że
namacalna. Byłam zakochana i po cichu marzyłam, by autorka tego nie
zepsuła. Ta książka miała szansę na podium dla najlepszych
książek z miesiąca, ale przyszło zakończenie...
Jeśli śledzicie mnie na Facebooku, to wiecie, że bardzo
przeżywałam zakończenie tej powieści. Pytałam się autorki,
czemu, po co, dlaczego? Byłam zdruzgotana i zniesmaczona tym
zakończeniem. Musicie zauważyć, że było nad ranem gdy skończyłam
czytać, nie dość, że pół nocy bolał mnie brzuch, to drugie pół
czytałam i w sumie gdyby nie to zakończenie, to było idealnie, ale
tym samym czuję, że zmarnowałam te kilka godzin. Gdyby nie to,
przyznaję, że książka byłaby cudowna, ja zakochana, i trafiła
by na półkę chwały, ale niestety tak się nie dzieje. Jestem
zawiedziona, smutna, a nad moją głową widnieje wielki znak
zapytania. Bo niby wszystko jasne, ale zrobienie takiego zakończenia
jest dziwne. Miałam wrażenie, że autorce zabrakło pomysłu, więc
postanowiła to tak skończyć i bum. Nie wspominając o wątku z
ojcem, który pojawił się mniej więcej w połowie lub trochę
dalej. Fragment z nim jest dla mnie jedną wielką niewiadomą, bo
jest to zrobione nagle, bezsensu i jakby na siłę wciśnięte w
powieść.
"Taniec to komunikat, kompozycja słów ukrytych w uśmiechu, spojrzeniu przyspieszonym oddechu, pokryciu rumieńcem, biciu serca, a także drżeniu ciała."
Dobra, koniec narzekania na książkę, trzeba podsumować. W
rytmie passady to lekka książka, którą szybko się czyta,
godziny lecą niepostrzeżenie, a my miło spędzamy dzień. Jednak
jeśli zakończenie byłoby inne, powieść byłaby dużo lepsza i
moja ocena też sięgałaby też dużo wyżej. Ogólnie to jestem
chyba gotowa wam ją polecić, bo nie jest zła, styl, bohaterzy,
fabuła, wszystko jest dobre, tylko to zakończenie... Myślę, że
możecie miło spędzić czas i trochę się oderwać od
rzeczywistości na rzecz cudownych rytmów tańca.
Moja ocena to 6/10
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Anna Dąbrowska
Tytuł: W rytmie passady
Stron: 392
Data premiery: 24 kwietnia 2017r.
Za książkę dziękuję
Szkoda, że zakończenie jest takie słabe... Mimo wszystko myślę, że kiedyś jednak zdecyduję się sięgnąć po tę powieść.
OdpowiedzUsuńNie czytałam ale spróbuję i sama się przekonam :)
OdpowiedzUsuń