Autorka: Michalina Kłosińska-Moeda
Wydawnictwo: Replika
Opis: „Dla Hanki, świeżo upieczonej absolwentki dwóch
fakultetów, przeprowadzka do odziedziczonego po ciotce mieszkania w
Warszawie jest jak złapanie Pana Boga za nogi.
Tymczasem szybko okazuje się, że wraz z mieszkaniem w spadku przyjęła Hanka głośne sąsiedztwo agencji towarzyskiej (dyskretnie nazywanej „salonem masażu”), a o pracę w Warszawie wcale nie jest tak łatwo. Pewnego dnia dziewczyna dostaje wreszcie zaproszenie na wymarzoną rozmowę i rozpoczyna pracę w agencji reklamowej jako... wysoce wykwalifikowana sprzątaczka. Wkrótce potem przystojny szef prosi ją o pomoc w pewnej kompletnie zwariowanej sprawie, w wyniku czego Hanka (zupełnie niespodziewanie) trafia na podwarszawskie salony.
Tymczasem szybko okazuje się, że wraz z mieszkaniem w spadku przyjęła Hanka głośne sąsiedztwo agencji towarzyskiej (dyskretnie nazywanej „salonem masażu”), a o pracę w Warszawie wcale nie jest tak łatwo. Pewnego dnia dziewczyna dostaje wreszcie zaproszenie na wymarzoną rozmowę i rozpoczyna pracę w agencji reklamowej jako... wysoce wykwalifikowana sprzątaczka. Wkrótce potem przystojny szef prosi ją o pomoc w pewnej kompletnie zwariowanej sprawie, w wyniku czego Hanka (zupełnie niespodziewanie) trafia na podwarszawskie salony.
Czy w tętniącej życiem stolicy, gdzie wszystko jest na wczoraj,
znajdzie wreszcie stabilizację, szczęście i miłość?
I czy któryś ze spotkanych na ścieżce jej oryginalnej kariery
mężczyzn okaże się tym jedynym?”
Książkę „Kota lubi szanuję” dostałam od wydawnictwa, by
przedpremierowo ocenić. Zabrałam się do niej z wielkim zapałem,
licząc że w końcu doczekałam się idealnego romansu. Nie to, że
się zawiodłam, po prostu jak dla mnie trochę za mało tego wątku
romantycznego tam było. Główna bohaterka Hania jest przemiłą
osobą, do tego pracowitą i kochająca swoje dwa koty Kikę i Zyzia.
Z opisu książki myślałam, że miłością jej życia będzie
właściciel salonu „masażu”. Jednak to nie on, nie zdradzę Wam
kto to, bo bym popsuła efekt.
Cała książką tworzy jedność, nie ma takich wątków, które by
były zbędne i niezrozumiane. Oczywiście pojawia się „ta zła i
jędzowata”, która zawsze musi być w powieści i namieszać
między parą która ma się ku sobie. Są także i co dobrzy,
najbardziej z nich polubiłam prostego faceta, który nie jest
komplikowany, a nawet i dowiódł, że potrafi się zmienić z
miłości. O kim mówię? O Rychu. Prostu facet, który ma
niewielki/wielki udział w tej zabawnej historii.
Bohaterowie, opisy, dialogi, tworzą jedną wspólną całość,
która pozwala wyobraźni oderwać się trochę od rzeczywistości.
Powieść jest lekko napisana, bez trudnych zwrotów akcji, ani nie
trzeba dużo się wysilać by z wizualizować sobie przestrzenie
stworzone przed autorkę.
Polecam książkę wszystkim, po prostu wszystkim. Nie ma żadnego
podziału wiekowego, ani podziału na płci. Mogą przy niej bawić
się i mężczyźni i kobiety, choć jak wiadomo kobieta będzie się
bawiła lepiej przy romansie. Jest zabawnie, uczuciowo i z głową.
Oceniam książkę na 7/10
Dokładnie podobnie myślę, zabrakło mi tego czegoś. Jednak miło było spędzić wieczór przy tej książce :)
OdpowiedzUsuńFajny blog, aż zaobserwuję ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to nie książka dla mnie dobrze że się nie zgłaszałam...
OdpowiedzUsuńPodobnie oceniłam książkę, miła lektura :)
OdpowiedzUsuń